środa, 30 stycznia 2013

"Lato martwych zabawek" Antonio Hill

Inspektor Hector Salgado wraca do Barcelony z przymusowego urlopu, który spędził w rodzinnej Argentynie. Toczy się przeciwko niemu sprawa o dotkliwe pobicie Doktora Omara - podejrzanego w sprawie handlu żywym towarem i śmierci młodej nigeryjskiej prostytutki. Szef, zawieszonego w obowiązkach inspektora, prosi go o pomoc w sprawie śmierci młodego chłopaka Marca, który wypadł z okna w wieczór świętego Jana. Matka Marca za wszelką cenę pragnie dowiedzieć się, co stało się jej synowi, którego przed laty opuściła. Równocześnie toczą się dwa dochodzenia - w sprawie śmierci chłopaka, co raz bardziej podejrzanej i tajemniczego zaginięcia Omara, w którego domu ktoś zostawił zakrwawiony łeb świni. Kim jest tajemnicza Iris? Jakie sekrety skrywają bohaterowie?


Debiutancka powieść Antonio Hilla to sprawnie napisany kryminał. Fabuła toczy się spokojnie, by nabrać rozpędu pod koniec. Już od pierwszej strony autor przykuwa uwagę czytelników poprzez retrospekcję - wizja martwej dziewczynki unoszącej się na wodzie wśród lalek przeraża i zmusza do postawienia sobie pytania: jak to się stało i jak to wiąże się ze śmiercią Marca? Dalej akcja zwalnia - Hill zapoznaje nas z głównymi bohaterami, wprowadza w sprawę, daje wczuć się w klimat dusznej Barcelony. Zakończenie Lata martwych zabawek zaskakuje i daje do myślenia. Nawet zwykły obywatel może być bezwzględnym mordercą młodego chłopaka. Jeszcze bardziej szokuje rozwiązanie sprawy zniknięcia Doktora Omara. Antonio Hill kluczy i pozostawia czytelnika w niepewności, zmusza do sięgnięcia po kolejną książkę.

Lato martwych zabawek nie jest wybitnym przedstawicielem gatunku, ale to miła odmiana od mrocznych skandynawskich kryminałów. Niestety w zapowiedziach Albatrosa na ten i następny rok nie ma kolejnej książki Hilla Piękne samobójstwa, a chętnie dowiedziałabym jak potoczą się losy Hectora Salgado.

7/10


wtorek, 29 stycznia 2013

"Las Zębów i Rąk" Carrie Ryan

Mary mieszka w szczelnie otoczonej ogrodzeniem wiosce w samym środku Lasu Zębów i Rąk. Za siatką kryje się śmiertelne niebezpieczeństwo - zombie, zwani przez mieszkańców osady Nieuświęconymi. To miejsce zdaje się być ostatnim bastionem ludzkości, otoczonym nieumarłymi. Wioską rządzi Siostrzeństwo - rodzaj żeńskiego zakonu, który w imię Boga rządzi tym zapomnianym światkiem. Wraz z pomocą Strażników starają się uchronić mieszkańców przed okrutnym losem. Mary poznajemy nad rzeką, gdy chwila nieuwagi sprawia, że jej matka zostaje zarażona i postanawia dołączyć do męża, który prawdopodobnie stał się Nieuświęconym. To wydarzenie ma poważne konsekwencje dla młodej dziewczyny - nie tylko zostaje sierotą, ale nie ma wyjścia - musi wstąpić do Siostrzeństwa. Splot wydarzeń sprawia, że Mary dowiaduje się rzeczy, które nie były przeznaczone dla jej uszu, a wydarzenia przybierają dramatyczny obrót.

Klimat tej książki prawie od pierwszej strony przypominał mi film M. Night Shyalamalana - Osada. Tu bestie zostały zastąpione żyjącymi trupami. Zombie to motyw popularny i nośny w popkulturze, a zatem dość wyeksploatowany. Trzeba się solidnie wysilić, żeby stworzyć coś interesującego. Las zębów i rąk z całą pewnością nie jest wielce oryginalny i nie wnosi wiele do tej tematyki, ale jest to powieść młodzieżowa, więc można jej to trochę wybaczyć. Target tej książki jest wyraźny - jest ona skierowana do młodych ludzi, może nawet młodych dziewczyn. Wynika to z faktu, że wątek przetrwania w świecie otoczonym przez krwiożerczych zombie jest równie ważny jest wątek miłosny. Carrie Ryan wyłamała się pod tym względem - zamiast tradycyjnego "trójkąta", mamy "czworokąt". Relacje pomiędzy bohaterami są skomplikowane. Wpływ na ich decyzje ma wiele czynników - kierują się nie tylko uczuciem, ale też poczuciem obowiązku wobec wspólnoty. Byłby to może nawet całkiem ciekawy problem, gdyby nie wykonanie. Osobiście wolałabym poczytać więcej o tajemniczym Siostrzeństwie i Strażnikach, obyczajach obowiązujących w wiosce i przyczynach wybuchu epidemii, niż o dylematach miłosnych głównych bohaterów.

 Największym moim problemem z tą książką jest to, że nie polubiłam głównej bohaterki. Nie umiałam wczuć się w jej sytuację, miałam wrażenie, że bardziej absorbuje ją nieszczęśliwa miłość, niż fakt, że niedawno straciła matkę. Mojej sympatii nie przysporzyło bohaterce jej dążenie dosłownie po trupach do spełnienia swojego marzenia. Inni bohaterowie wypadają raczej blado i za mało ich jest na "scenie".

Pomimo kilku niedociągnięć to książkę czyta się błyskawicznie. Język jest dość prosty, a rozdziały krótkie. Końcówka zostawia czytelnika w niepewności (choć to takim torem pójdzie fabuła było do przewidzenia) i sprawia, że jednak chce się sięgnąć po kontynuację. Mam nadzieję, że autorka w dalszych tomach zdradza więcej tajemnic.

6.5/10

Książka przeczytana w ramach wyzwania Czytam fantastykę i Trójka e-pik.


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Les Miserables

Jeszcze dziś pomęczę Was moja opinią na temat filmu, ale od jutra obiecuję napisać coś o pewnej książce, którą skończyłam niedawno :)

Na ten film czekałam odkąd tylko zobaczyłam go w zapowiedziach. Musicale uwielbiam, a widziany w Teatrze Roma rok temu Les Miserables zaostrzył mój apetyt.

Film Les Miserables powstał na podstawie musicalu Clauda-Michela Schönberga, który z kolei jest adaptacją książki Wiktora Hugo pt. Nędznicy. Jest to historia Jeana Valjeana, mężczyzny, który by ratować życie siostrzeńca kradnie chleb. Konsekwencje tego czynu są poważne - Valjean zostaje skazany na pracę na galerach. Gdy po 19 latach zostaje warunkowo zwolniony, społeczeństwo nie pozwala mu zapomnieć o "hańbie". Pomocną dłoń do mężczyzny wyciąga biskup Myriel. Valjean staje się przykładnym obywatelem, ale wciąż prześladuje go inspektor policji Javert.

Les Miserables jest wspaniałym widowiskiem, imponuje rozmachem i znakomitą obsadą. Świetna jest też scenografia, a realia dziewiętnastowiecznej Francji są oddane z niezwykłą szczegółowością - aktorzy wglądają tak, jak powinni - mają zniszczone zęby, cerę, brudne włosy i nie prezentują się najlepiej. Wizualnie jest pięknie, muzycznie jest parę zgrzytów, ale i tak dałam się porwać. Większość obsady śpiewa bardzo poprawnie (szczególnie podobały mi się Anne Hathaway jako Fantine i Samantha Barks grająca Eponine). Najmniej musicalowy głos ma, moim zdaniem, Russel Crowe, który śpiewa tak sobie, ale nie przeszkadzało mi to w odbiorze filmu jako całości. Najlepiej wypadły partie śpiewane przez chór. Miałam ciary słuchając Do you hear de people sing. Ku mojemu zdziwieniu nie przeszkadzało mi, że dialogi również są śpiewane, po kilkunastu minutach przyzwyczaiłam się i nie zwracałam na to większej uwagi.


Hugh Jackmanowi i Russelowi Crowe show skradła poruszająca Anne Hathaway i świetni Helena Bonham-Carter i Sacha Baron Cohen, jako małżeństwo Therandierów. Samantha Barks i młody Daniel Huttlestone (Eponine i Gavroche) zaśpiewali i zagrali bardzo dobrze. Sam film dostarczył mi kilka wzruszeń i musiałam ukradkiem ocierać kilka pojedynczych łez. Niestety nic nie poradzę - w duszy gra mi muzyka z Les Miserables.

Chyba niestety jestem nieobiektywna w stosunku do tego filmu. Podobało mi się bardzo, chciałabym zobaczyć Les Miserables jeszcze nie raz, a muzyka zostanie ze mną na długi czas. Czy są jakieś wady? Zapewne, ale człowiek zakochany ich nie widzi ;) No dobrze, może film był odrobinkę za długi, ale z drugiej strony jak zmieścić tak obszerną fabułę w krótszym czasie?

Polecam jeśli lubicie musicale. Les Miserables to przykład jak powinno kręcić się takie filmy - z dbałością o szczegóły, ale z pasją i uczuciem.

Moja ulubiona piosenka z filmu, oprócz I dreamed a dream 

 

niedziela, 27 stycznia 2013

Bestie z południowych krajów

Stopniowo kontynuuję moją próbę obejrzenia wszystkich nominowanych do głównej nagrody filmów przed przyznaniem Oscarów. Bestie z południowych krain mają szansę na cztery nagrody - za najlepszy film, główną rolę damską, dla najlepszego reżysera i za scenariusz adaptowany.

Bohaterką filmu jest kilkuletnia Hushpuppy. Dziewczynka mieszka w odciętej od świata i zaniedbanej "Wannie" (angielskie Bathtub jakoś lepiej mi brzmi) wraz z surowym i nieobliczalnym ojcem. Matka Hushpuppy zostawiła rodzinę, a niestroniący od alkoholu ojciec Wink nie dostałby tytułu ojca roku. "Wanna" to miejsce nędzy i rozpaczy zamieszkane przez buntowników, którzy nie chcą poddać się "cywilizowanemu" światu za "Barierą" i żyją w zgodzie z naturą. Hushpuppy i jej ojciec są jednymi z nielicznych, którzy decydują się pozostać na miejscu pomimo zagrożenia powodzią.

Już pierwsze minuty filmu sugerują niezwykłą atmosferę tego filmu - idealne połączenie obrazu z dźwiękiem przykuwają uwagę. Narratorką tej historii jest mała dziewczynka, często pozostawiona sama sobie. Nadchodzącą powódź Hushpuppy wizualizuje sobie jako stado goniących ją tytułowych bestii - turów. Stopniowo zaciera się granica pomiędzy rzeczywistością, a wyobrażeniami dziewczynki.

Wielką zaletą tego filmu jest świetna muzyka i sugestywne obrazy. Należy też pochwalić zaledwie 9-letnią odtwórczynię głównej roli Quvenzhané Walli, która zagrała bardzo naturalnie i umiejętnie pokazała całą gamę emocji.

Lubię realizm magiczny w literaturze, ale nie wiem, czy w filmach też. Mimo, iż Bestie z południowych krain mi się podobały i poniekąd rozumiem decyzję o nominacji do Oscara, to wątpię czy ma jakąkolwiek szansę na nagrodę. Mam mieszane uczucia, co do tego filmu, ale niewątpliwie warto było go zobaczyć.

sobota, 26 stycznia 2013

"Pokój numer 10" Ake Edwardson

Ta recenzja miała ukazać się wczoraj, ale niespodziewanie dla mnie samej mój blog został usunięty. Dlaczego? Do tej pory nie wiem, co się stało. Na szczęście moje blogowe "dziecko" powróciło dziś rano.

Moją opinię o poprzedniej książce Edwardsona mogliście przeczytać tu. Nie była ona zbyt pochlebna, bo książka mocno mnie zawiodła. Mimo tego postanowiłam dać szansę siódmej powieści o komisarzu Eriku Winterze. Nie jest to literatura najwyższych lotów, ale tym razem autorowi udało się stworzyć ciekawą i wciągającą fabułę.

W hotelu Revy w Goteborgu zostają znalezione zwłoki młodej kobiety Pauli.  Dziewczyna zostawiła list do rodziców, wszystko wskazuje na samobójstwo przez powieszenie, jednak pozostawione na miejscu ślady nie pozostawiają wątpliwości, że ktoś jej pomógł. Sprawę prowadzi Erik Winter, któremu to morderstwo przypomina sobie sprawę zaginięcia Ellen Borg, którą prowadził 18 lat wcześniej. Te dwie kobiety pozornie łączy tylko pokój numer 10, a może coś jeszcze?

Sama intryga jest dobrze skonstruowana, do końca nie byłam pewna, kto z trójki podejrzanych jest zabójcą. Edwardson zostawia podpowiedzi, ale też skutecznie myli tropy. W przeciwieństwie do szóstej książki cyklu nie rozdrabnia się na dwie różne sprawy - wątek Pauli i Ellen łączą się w całość. To co drażniło wcześniej, czyli drobiazgowe opisywanie każdego posiłku i muzyki jakiej słucha główny bohater w tym tomie jest znacznie mniej. Trochę irytowały mnie rozmowy Wintera z Angelą, ale cóż, taki już urok tego autora. Ciekawym zabiegiem były retrospekcje z życia komisarza.

6 lutego nakładem Wydawnictwa Czarna Owca ukaże się ósmy tom perypetii komisarza Wintera "Najpiękniejszy kraj".

6.5/10

czwartek, 24 stycznia 2013

Django

Pierwszym filmem obejrzanym w ramach mojego prywatnego oscarowego wyzwania był "Django". Najnowszy film Quentina Tarantino opowiada historię niewolnika Django ("D" nieme) uwolnionego przez dr. Kinga Schultza - Łowcę Głów (w tej roli fantastyczny Christoph Walz). Django pomaga mu w odszukaniu przestępców znanych jako bracia Brittle, a w zamian za to doktor zwraca mu wolność. Były niewolnik chce odszukać i uwolnić swą żonę - piękną Broomhildę, Schultz zgadza się mu pomóc, jeśli ten przez zimę będzie razem z nim tropił przestępców. W końcu Łowcy Głów trafiają na ślad Broomhildy w Candyland - legendarnej plantacji należącej do miłośnika brutalnych walk pomiędzy niewolnikami, Calvina Candie. Ich misterny plan może się jednak nie udać za sprawą Stephena, starego i oddanego niewolnika należącego do Candie.


Filmy Tarantino albo się lubi, albo nie. Ja jestem fanką jego specyficznego humoru i sposobu przedstawienia rzeczywistości. Tarantino jednocześnie nabija się z spaghetti westernu i pokazuje to co było w nim najlepsze, a robi to w swoim nie powtarzalnym stylu - z humorem i ogromną ilością krwi i flaków.

Osobny akapit należy się obsadzie. Christoph Waltz zaskoczył mnie i zachwycił swoją rolą w "Bękartach wojny", a teraz gra równie dobrze. Świetnie spisali się też Leonardo Di Caprio, jako szalony właściciel plantacji Calvin Candie (aż szkoda, że nie dostał nominacji do Oscara), a także Samuel L. Jackson jako przebiegły Stephen. Przy tej trójce odtwórca głównej roli Jamie Foxx może wypadł trochę blado, ale i tak zagrał bardzo dobrze. Brawa należą się jego kostiumologom za strój "lokaja".

"Django" to nie tylko pastisz westernów, ale przede wszystkim film o niewolnictwie. Tarantin o nigdy nie bał się kontrowersyjnych tematów, a teraz pokazuje dwie strony medalu, ale nie robi tego w sposób patetyczny. Nie jestem przekonana czy Akademia Filmowa będzie w stanie to docenić, bo znając jej wcześniejsze wybory, nie daję filmowi Tarantino większych szans na Oscara za najlepszy film i reżyserię.

Pomimo, że film trwa prawie trzy godziny seans mi się nie dłużył. Tarantino odpowiednio wyważył sceny poważne, z absurdalnymi, jatki i kulturalne rozmowy przy stole. Reżyser stworzył film niejednoznaczny, dający do myślenia, a przy tym zabawny i krwawy. "Django" podobał mi się bardziej niż "Bękarty wojny" i dodaję go do listy moich ulubionych filmów.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

"Zniknięcie słonia" Haruki Murakami

Moją przygodę z japońskim pisarzem Harukim Murakamim rozpoczęłam kilka lat temu, wraz z przeczytaniem jego zbioru opowiadań "Wszystkie boże dzieci tańczą". Nie przepadam za tak krótką formą, ale w pisarstwie Murakamiego coś mnie zaintrygowało. Na dobre autor zagościł w gronie moich "ulubieńców" po "Przygodzie z owcą". Jego charakterystyczny, niepodrabialny styl i abstrakcyjne pomysły fabularne fascynują mnie do dziś.

"Zniknięcie słonia" to zbiór siedemnastu opowiadań, z różnych okresów twórczości Murakamiego, które są przekrojem twórczości japońskiego pisarza. Historie rzeczywiste przeplatają się z tymi absolutnie fantastycznymi. Jak w każdym zbiorze są opowiadania lepsze i gorsze, ale te pierwsze zdecydowanie dominują. Nie ma sensu streszczać każdego z nich, więc napiszę krótko, o tych, które najbardziej mnie poruszyły i zapadły mi w pamięć.

 O tym, jak w pewien pogodny kwietniowy poranek spotkałem stuprocentowo idealną dziewczynę
Najkrótsze opowiadanie ze "Zniknięcia słonia" ma jednocześnie najdłuższy tytuł. Historia ta, wyjątkowo prosta, odwołała się do romantycznej strony mojej osoby. Siła tego opowiadania tkwi w jego prostocie, jest piękna i wzruszająca. W Zielonym zwierzu w ogródku pewnej kobiety, z ziemi wychodzi zielony zwierz, który wyznaje jej miłość. Niesamowicie zasmuciła mnie ta historia. Sen opowiada historię młodej kobiety, żony i matki, która popadła w rutynę dnia codziennego. Pewnego dnia dopada ją dziwna bezsenność. Kobieta nie mogąc zasnąć zaczyna czytać "Annę Kareninę" i pod jej wpływem oddala się od rodziny.  Tańczący karzeł opowiada historię mężczyzny pracującego w fabryce słoni (prawdziwych?). Pragnąc zdobyć wymarzoną dziewczynę zgadza się, by w jego ciało wniknął tajemniczy tańczący karzeł. Ten stawia oczywiście pewne warunki. To opowiadanie Murakamiego jest cudownie surrealistyczną  wariacją na temat kuszenia przez diabła, straszną i poruszającą.

Murakami pisze niepowtarzalnym stylem. Gdyby ktoś w środku nocy kazał mi przeczytać fragment jego tekstu bez wątpienia zorientowałabym się, kto jest jego autorem. Japończyk w swoich powieściach i opowiadaniach powtarza pewne motywy. Jednym z najbardziej charakterystycznych dla tego zbioru jest samotność i odczucie pustki z którą zmagają się bohaterowie. W kilku opowiadaniach pojawiają się także te same postacie ( Noboru Watanabe) i dziwne stwory ( Tv People, zielony stwór, tańczący karzeł).

Obok Marqueza i Cortazara, Murakami zostaje jednym z moich ulubionych pisarzy tworzących opowiadania. Za cudowny klimat, niesamowite pomysły i niepodrabialny styl.

7.5/10


niedziela, 20 stycznia 2013

Tydzień z musicalami

Mam słabość do filmów muzycznych i bardzo lubię chodzić na musicale do teatru, dlatego kolejny tydzień filmowy spędziłam z "8 kobiet", "Across the Universe" i "Nine". Z braku czasu udało mi się obejrzeć niestety jedynie trzy produkcje. Nie udało mi się obejrzeć jednego filmu, na który mam ochotę od bardzo dawna, czyli - "Tańcząc w ciemnościach". Widzieliście? Jest czego żałować?

8 kobiet

Do rodzinnego domu, w środku mroźnej zimy wraca młoda dziewczyna Suzon. W odludnym domostwie zasztyletowany zostaje pan domu Marcel. Podejrzane o dokonanie okrutnej zbrodni są wszystkie mieszkanki - żona zamordowanego Gaby, dwie córki Suzon i Catherine, służące - pani Chanel i ponętna Louise, teściowa i szwagierka Marcela, a także jego dawno niewidziana siostra, Pierette. Każda z nich skrywa jakąś tajemnicę i miała powód, i sposobność by uśmiercić pana domu.
Reżyser "8 kobiet" Francois Ozon przedstawia nam cały przegląd kobiecych charakterów. Morderstwo Marcela jest jedynie pretekstem by ukazać złożone relacje, jakie pomiędzy nimi zachodzą. Muzyka w tym filmie jest przyjemnym dodatkiem, ale film skojarzył mi się raczej ze sztuką teatralną, niż klasycznym musicalem. Pointa filmu jest całkiem zręczna, a ja szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiego obrotu spraw - za to oceniam film "oczko" wyżej.

"Across the Universe"

Ten film znany jest chyba większości fanów zespołu The Beatles. Sama się do nich zaliczam, więc nie wiem czemu kazałam mu tak długo czekać.
Lata 60. Młody liverpoolczyk Jude wyjeżdża do USA by poznać swojego ojca. Na miejscu zaprzyjaźnia się ze studentem Maxem i zakochuje w jego uroczej siostrze Lucy. Gdy Max dostaje powołanie do wojska i wyjeżdża do Wietnamu Lucy angażuje się w działania ruchu antywojenny, a wszystko to w rytm muzyki Czwórki z Liverpoolu.
"Across the Universe" było najlepszym filmem, który obejrzałam w tym tygodniu, choć środek filmu nieco mi się dłużył. Niektóre aranżacje piosenek podobały mi się bardziej, niektóre mniej. Do moich ulubionych należą na pewno "Let it be", "While My Guitar Gently Weeps", "All You Need is Love" i "I Want You (She's So Heavy). Cały tydzień upłynął mi na nuceniu The Beatles.

"Dziewięć - Nine"

Film twórcy Chicago Roba Marshalla powstał na podstawie sztuki teatralnej inspirowanej autobiograficznym filmem Federico Felliniego 8½. 
Guido Contini, znany włoski reżyser, zmaga się z kryzysem twórczym. Za dziesięć dni ma rozpocząć się produkcja jego najnowszego filmu, o dumnym tytule "Italia", jednak Guido wciąż nie napisał do niego scenariusza. Guido "walczy" też z kobietami swojego życia - żoną Luisą, kochanką Carlą, muzą Claudią, przyjaciółką Lili, dziennikarką Stephanie i duchem swej matki, granym przez znakomitą Sophię Loren. Na szczególną uwagę zasługuje gwiazdorska obsada, w roli głównej wystąpił Daniel Day-Lewis, w innych rolach wystąpiły: Marion Cotillard, Penelope Cruz, Nicole Kidman, Judi Dench i Kate Hudson. Niestety wiele jest przykładów, na to, że rewelacyjni aktorzy nie zawsze tworzą genialne filmy i "Dziewięć" nie udaje się tego uniknąć. Film był nudny i szczerze mówiąc brak w nim dobrej muzyki, zapadła mi w pamięć jedynie piosenka wykonywana przez Fergie - "Be Italian". Dość niezrozumiała jest dla mnie nominacja do Oscara za najlepszą piosenkę za "Take it all". Na plus mogę ocenić charakteryzację i choreografię, ale pomimo tego "Nine" jest najgorszym filmem z tej trójki.

Od przyszłego tygodnia zabieram się za nadrabianie zaległości Oscarowych, więc na razie zawieszam "Tydzień z..."

czwartek, 17 stycznia 2013

"Cesarz" Ryszard Kapuściński

"Cesarza" umieściłam na swojej liście "do przeczytania w 2013 roku". Wpadł mi w ręce w bibliotece, gdy szukałam książki do wyzwania Z literą w tle. Przygarnęłam i wzięłam do domu tę zniszczoną, wielokrotnie wypożyczaną książkę, pełną podkreśleń i uwag kilkudziesięciu moich poprzedników. Początkowo miałam przeczytać tylko kilka stron, ale wsiąkłam w tę krótką historię i rzuciłam w kąt inne książki.

"Cesarz" jest najbardziej znaną książką mistrza polskiego reportażu Ryszarda Kapuścińskiego. Został przetłumaczony na 23 języki i przyniósł autorowi międzynarodowy sukces. Artur Domosławski, dziennikarz znany m.in. z kontrowersyjnej biografii Kapuścińskiego napisał: Pisać notę o "Cesarzu" Kapuścińskiego, to jak pisać o "Iliadzie" Homera. Historia etiopskiego cesarza Hajle Selassie, jego dworu i ich upadku jest jedną z najlepszych polskich książek XX wieku.

W 1974 roku  Etiopią wstrząsnął wojskowy zamach stanu, zdetronizowany został cesarz Hajle Selassie - Zwycięski Lew Plemienia Judy, Wybraniec Boży, Król królów Etiopii. Władzę w kraju przejęli wojskowi. Kapuściński podjął się niełatwego zadania - rozmów z prześladowanymi przez nową władzę dawnymi członkami dworu cesarza. Jego anonimowi rozmówcy kreślą obraz Hajle Selassie, jego najbliższego otoczenia i mechanizmów rządzących Etiopią. Ten rządzący się dziwnymi regułami kraj, przeraża i jednocześnie fascynuje. Wielka rozrzutność skontrastowana jest z głodem milionów, dobrotliwość miłościwego pana z okrucieństwem jego popleczników, rozwój za wszelką cenę z zacofaniem. Autor przedstawił cesarza jako postać ambiwalentną. Tak go opisywał:

[...] H.S miał osobowość złożoną, dla jednych był pełen uroku, u innych budził nienawiść, jedni go wielbili, inni przeklinali. [...] Był wielce sympatyczną postacią, przenikliwym politykiem, tragicznym ojcem, chorobliwym sknerą, skazywał niewinnych na śmierć, winnych ułaskawiał, ot kaprysy władzy, labirynty polityki pałacowej, dwuznaczność, ciemność, nikt ich nie przeniknie.*

Pomimo wielu kontrowersji wokół tej książki, oskarżeń z jakimi zmagał się autor, jest to rewelacyjnie napisany reportaż (choć jak zaznaczał autor raczej fikcja literacka). Kapuściński świetnie operuje słowem, odsłania mechanizmy władzy totalitarnej, ironizuje i drwi, skłania do refleksji.

8/10

* Ryszard Kapuściński "Cesarz", Czytelnik, 1995, s. 96








































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































































środa, 16 stycznia 2013

Versatile Blogger

Zasady:

Każdy nominowany blogger powinien:
- podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,


- pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu, 


- ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,


- nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,


- poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.


Za zaproszenie do zabawy dziękuję Aleksandrze z Aleksandrowych myśli

1.  Przez kilka miesięcy po obronie pracy magisterskiej nie mogłam znaleźć pracy, na szczęście od 1 lutego dołączam do grona osób pracujących :)

2.  Uwielbiam kawę z mlekiem i cukrem, a także czekoladę w dużych ilościach.

3.  Marzę o wyprawie do Ameryki Łacińskiej, ale na razie planuję odwiedzić pewną europejską stolicę :)

4.  Jestem niepoprawną kociarą (ale psy też uwielbiam). 

5.  Nie lubię tańczyć (publicznie).

6.  Chciałabym się nauczyć języka portugalskiego (ale dopiero kiedy dobrze przyswoję hiszpański :))

7.  Oprócz książkoholizmu i serialomaniactwa uwielbiam oglądać w tv siatkówkę i tenisa.

Nie bardzo orientuję się kto został już nominowany, więc żeby nie robić zamieszania zapraszam do udziału wszystkich chętnych.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

"W obronie syna" William Landay

Na przedmieściach Bostonu zamordowany zostaje czternastoletni chłopiec, Ben Rifkin. Sprawę prowadzi zastępca prokuratora okręgowego Andrew Barber, ojciec kolegi ofiary. Brutalne morderstwo nastolatka wstrząsa bogatymi i wykształconymi mieszkańcami Newton. Po pięciu dniach bezowocnego śledztwa Barber zostaje odsunięty od sprawy. Podejrzanym zostaje jego syn Jackob, rówieśnik ofiary. Andy nie wierzy w winę syna, ale wkrótce cała rodzina musi zmierzyć się z oskarżeniem, procesem sądowym, ostracyzmem społecznym i tajemnicą sprzed lat, która może zaważyć na wyroku.

Całą historię śledzimy oczami Andy'ego, ojca do końca wierzącego w niewinność syna, pomimo licznych dowodów, że Jackob może być zamieszany w śmierć kolegi. Autor świetnie pokazał dylematy jakie targają całą rodziną Barberów, niezłomna wiara Andy'ego została przeciwstawiona wątpliwościom jakie miała jego żona Laurie. Jego postacie są wiarygodne, niejednowymiarowe i dobrze nakreślone. Landay, tak jak jego bohater, był prokuratorem okręgowym, więc strona procesowa została przedstawiona bardzo rzetelnie i ciekawie. Choć nie jestem fanką thrillerów prawniczych to zaciekawiły mnie zawiłości amerykańskiego systemu prawnego.

William Landay stawia pytania, które dręczą chyba większość rodziców dorastających dzieci, ale nie daje łatwych odpowiedzi. Możemy z łatwością postawić się w sytuacji Andy'ego i Laurie Barberów - czy murem staniemy za naszym dzieckiem, czy jesteśmy winni jego czynów? Te pytania dręczą czytelnika równie skutecznie, co rodziców Jackoba. "W obronie syna" zostawia pewien niepokój, trudno przestać o niej myśleć. To niełatwa, poruszająca książka. Spodziewałam się czegoś innego, ale nie żałuję.

7.5/10

niedziela, 13 stycznia 2013

Tydzień z...kinem francuskim

W zeszłym tygodniu tu mogliście przeczytać o moim nowym mini projekcie filmowym. Dziś czas na kolejny Tydzień z...kinem francuskim. Po dość emocjonalnym "Wstydzie", "Fish Tank" i "Jane Eyre" wolałam coś lżejszego, dlatego w tym tygodniu takie filmy:

Mikołajek

Adaptację kultowej serii książek o niesfornym Mikołajku i jego kolegach, René Goscinnego i Jean-Jacques Sempé, podjął się Laurent Tirard. Tego chłopca i jego przygody zna chyba większość z Was. Ja przeczytałam książki Francuzów dopiero na studiach i z miejsca się zakochałam. W filmie pojawia się cała plejada bohaterów znanych z książek - Mikołajek i jego koledzy: Ananiasz, Joachim, Rufus, Euzebiusz, Gotfryd, Kleofas i Alcest, nie zabrakło również rodziców chłopca, jego nauczycielki, wychowawcy "Rosoła", szefa taty i wiecznie kłócącego się sąsiada, a także paru innych postaci. Fabuła obraca się wobec jednego wydarzenia - Mikołajek dochodzi do (mylnego zresztą) wniosku, że będzie miał braciszka, a jego rodzice zostawią go w lesie. Wraz z przyjaciółmi postanawia do tego nie dopuścić i przy okazji pakuje się w kłopoty.  Film to niezła rozrywka dla całej rodziny, jednak pod żadnym względem nie dorównuje swojemu pierwowzorowi. "Mikołajek" to sympatyczny film, ale ja zdecydowanie wolę książki.


Zakochana bez pamięci

Tytuły często bywają mylne, "Zakochana bez pamięci" (tytuł oryginalny "La Vie d'une autre") sugeruje komedię romantyczną nienajwyższych lotów, a jest zupełnie czymś innym. Dwudziestosześcioletnia Marie (w tej roli Juliette Binoche), w dniu swoich urodzin poznaje Paula (znany z "Amelii" Mathieu Kassovitz), syna bogatego przedsiębiorcy. Para spędza ze sobą noc. Marie budzi się następnego dnia nie pamiętając wydarzeń ostatnich 15 lat. Rozrywkowa "dziewczyna" mieszka w eleganckim apartamencie, z widokiem na Wieżę Eiffla i powoli odkrywa, że została żoną Paula, z którym ma uroczego synka Adama, a także została dyrektorem w firmie teścia. Tu kończy się bajka. Marie nie poznaje samej siebie, nie rozumie podejmowanych w przeszłości decyzji, czuje się zagubiona i nieszczęśliwa. Powoli stara się odbudować więź z synem i mężem, zrozumieć czemu jej historia potoczyła się w ten sposób. Mimo komediowych elementów to smutny film dający do myślenia, o tym co w życiu na prawdę ważne. Otwarte zakończenie daje nadzieję.


Kobiety z 6. piętra

Kolejny film "Kobiety z 6. piętra" to produkcja francuska, ale wiele tu hiszpańskiego ducha. Paryż lata 60. Zamożni państwo Jubert zatrudniają Marię - młodą hiszpańską pokojówkę. Wymagający pan domu, makler giełdowy Jean-Luis jest zauroczony nową służącą i mieszkającymi na 6 piętrze jego domu wesołymi Hiszpankami. Odkrywa pełen śmiechu i radości nowy świat. Bardzo ciepły i lekki film, budzący uśmiech, doskonały na niedzielne popołudnie. Świetne role Loli Dueñas i Carmen Maury.








 

Nietykalni

Tydzień z kinem francuskim zakończyłam jednym z najbardziej popularnych filmów europejskich ostatnich lat. "Nietykalnych" zachwalają wszyscy - pozytywne recenzje na blogach, portalach internetowych, według użytkowników filmwebu jeden z najlepszych filmów zagranicznych. Wielu moich znajomych wychodziło z kina zachwyconych. Poprzeczka została wysoko zawieszona, ale na szczęście nie zawiodłam się.
Driss, młody ciemnoskóry chłopak wychodzi z więzienia po pół roku odsiadki. Najbardziej zależy mu na zdobyciu "podpisu", dzięki któremu dostanie zasiłek dla bezrobotnych. Nieoczekiwanie dla niego samego zostaje zatrudniony do opieki nad niepełnosprawnym milionerem Philippem. Rewelacyjny film o przyjaźni dwóch mężczyzn, miłości i cieszeniu się życiem takim jakie jest. Ta produkcja wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. DVD z "Nietykalnymi" powinni sprzedawać w aptece jako lek na chandrę :)



Lubicie francuskie kino? Znacie jeszcze jakieś ciekawe francuskie filmy?

sobota, 12 stycznia 2013

"Delikatność" David Foenkinos

Co raz częściej zdarza mi się obejrzeć film przed lekturą książki. Podobnie było w przypadku "Delikatności". Francuską produkcję z Audrey Tatou obejrzałam jeszcze w listopadzie i natychmiast zapragnęłam przeczytać powieść Foenkinosa.

François zaczepia Natalie na ulicy, i tak rozpoczyna się historia wielkiej miłości tych dwojga. Szczęście pary przerywa tragiczny wypadek - mężczyzna wpada pod koła ciężarówki i umiera. Dla Natalie jest to prawdziwy cios, życie traci sens, a ona działa jak automat. Wielką pustkę przerywa przypadkowy pocałunek z kolegą z pracy - przeciętnym Markusem. Tak rozpoczyna się historia dochodzenia do siebie po stracie bliskiej osoby i powoli rodzącym się uczuciu.

"Delikatność" to subtelna historia miłości pomiędzy dwojgiem zagubionych ludzi. Natalie po śmierci męża pogrążyła się w letargu, szukała ukojenia w pracy i żyła namiastką życia. Wszystko zmienił jeden pocałunek - dla niej nic nie znaczący. Dla niego - Markusa nieśmiałego Szweda był wszystkim, ucieleśnieniem wszystkich fantazji i marzeń. Jego determinacja i delikatność przywróciła Natalie chęć do życia i otworzyła na nową miłość. Foenkinos stworzył prostą historię, ale oczarował mnie słowem, humor przeplatał tragedią i robił to wyjątkowo dobrze. Rozdziały autor przeplatał cytatami i przepisami, niektóre bardzo mi się podobały i dopełniały treść książki, inne były zupełnie "od czapy".

Foenkinos uświadamia nam dość oczywiste, ale też zapomniane prawdy np. że miłość nie jedno ma imię. Czaruje słowem i szepcze do ucha. Zarówno film, jak i książka mnie zauroczyły - dostarczyły  kilka chwil wzruszeń i śmiechu. Ciekawa jestem innych książek autora - czy też mnie oczarują?

7.5/10

piątek, 11 stycznia 2013

"Paryż - miasto sztuki i miłości w czasach belle epoque"

Stolica Francji ma w sobie tajemnicę, szaleństwo i magię! Od wieków zachwyca, inspiruje i uwodzi. Przyciąga artystów, a w ślad za nimi ludzi z całego świata, którzy pragną przygody, miłości, spełnienia...
Opowieść o jednym z najbarwniejszych okresów w dziejach Paryża powszechnie kojarzonego z szaloną zabawą w Moulin Rouge i kankanem. Jednak belle époque to przede wszystkim lata ożywionej działalności artystycznej, naukowej i politycznej, właśnie wtedy Paryż nazywano stolicą świata.
Porywająca, ilustrowana fotografiami z epoki, podróż w czasie, pełna niezwykłych historii, barwnych postaci, burzliwych miłości, wybitnych dzieł sztuki i literatury pozwala poczuć duszę miasta świateł z przełomu wieków.

Paryż - moje miasto marzeń. Pragnę je odwiedzić odkąd w dzieciństwie dostałam przywiezioną z podróży miniaturową Więżę Eiffla. Za sprawą autorek "Paryża..." Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Marty Orzeszyny na ponad tydzień udałam się wehikułem czasu do Paryża - miasta świateł na przełomie XIX i XX wieku - do czasów belle epoque - pięknej epoki.

Paryż - obecnie stolica światowej mody i ulubiony cel podróży zakochanych. Przed stu laty - stolica świata - miasto postępu, dom wielkich artystów i naukowców. W czasach belle epoque Paryż rozkwitł. Za sprawą barona Haussmana został przekształcony w nowoczesną metropolię. Na Wystawę Światową 1889 roku powstała Wieża Eiffla, obecnie symbol miasta (w czasach belle epoque nielubiany przez paryżan). Kwitło życie artystyczne, tu tworzyła większość najbardziej znanych artystów i naukowców tej epoki m.in. Picasso, Emil Zola, Nadar, Maria i Pierre Curie i wielu innych (nie sposób wymienić wszystkich znaczących osobistości opisanych przez autorki). W mieście, które nigdy nie zasypiało powstawały teatry, kawiarnie, operetki, a kurtyzany tworzyły szyk i modę, na której wzorował się później cały świat.

Autorki w dziesięciu rozdziałach opisały najważniejsze i najciekawsze kwestie: życie codzienne, przebudowę miasta, najsłynniejsze kobiety Paryża, Polaków w stolicy Francji, słynne pary, modę paryską, najważniejszych artystów i wynalazki epoki. Wszystko to okraszone jest świetnie dobranymi cytatami i zdjęciami oraz wieloma ciekawostkami. Marta Orzeszyna i Małgorzata Gutowska-Adamczyk stworzyły rzetelne i świetnie napisane kompendium wiedzy o Paryżu na przełomie wieków, uzupełnione przypisami i obszerną bibliografią.

Na szczególną uwagę zasługuje wyjątkowo staranne wydanie książki - twarda okładka, wiele fotografii, rysunków i plakatów - istna uczta dla oczu miłośników sztuki i architektury.

Polecam nie tylko miłośnikom Paryża!

8/10

środa, 9 stycznia 2013

"Matka Pearl" Maureen Lee

Maureen Lee jest angielską autorką powieści obyczajowych. Wydawnictwo Świat Książki wydało do tej pory cztery jej książki - "Wrześniowe dziewczynki", "Nic nie trwa wiecznie", "Wędrówka Marty" i kilka miesięcy temu "Matkę Pearl".

Fabuła toczy się dwutorowo, na przemian poznajemy historię dwóch kobiet - matki i córki. W 1971 -  Pearl - młoda nauczycielka, mieszka z wujem i ciotką w Liverpoolu. Z więzienia, po dwudziestu latach wychodzi jej matka - Amy, skazana za zabójstwo męża Barneya, ojca Pearl. Historię Amy poznajemy od 1939 roku, kiedy to poznała i zakochała się w Barneyu Pattersonie, młodym mężczyźnie z bogatego domu. Ich szczęście przerywa II wojna światowa i powołanie mężczyzny do wojska. Stopniowo poznajemy bohaterów, ich historię, troski i zmartwienia. Autorka powoli odkrywa karty, by w końcu odpowiedzieć na nurtujące czytelników pytania - co przydarzyło się Barneyowi w czasie wojny i dlaczego Amy zabiła ukochanego męża?

Maureen Lee stworzyła dobrą powieść obyczajową, z wiarygodnymi postaciami i ciekawym tłem historycznym. Książka rozkręcała się powoli, początek był dość nudny i irytujący, ale po około stu stronach czytała się sama. Wojenne losy bohaterów wciągnęły mnie bardziej niż ich życie w latach siedemdziesiątych. Szkoda jedynie, że autorka nie wysiliła się by rozbudować charakterystykę bohaterów drugoplanowych - chętnie przeczytałabym więcej o szalonej matce Barneya, szwagierce Amy - Marion.

"Matka Pearl" jest napisana bardzo przystępnym językiem. Autorka nie sili się kwieciste opisy i wyrafinowane metafory, jej styl jest prosty, ale przyjemny w odbiorze. Sama historia jest wciągająca i dobrze napisana, choć mam pewne wątpliwości co to rozwiązania tajemnicy śmierci Barneya. Maureen Lee stworzyła bardzo przyjemne czytadło.

Książka została przeczytana w ramach Wyzwania Booktrotter.

6.5/10

wtorek, 8 stycznia 2013

Top 10: najbardziej wyczekiwane premiery filmowe 2013 roku


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć najbardziej wyczekiwanych premier filmowych 2013 roku!
 

Les Miserables (premiera w Polsce 25.01.2013)Kolejna adaptacja "Nędzników" Victora Hugo. Świetna obsada i cudowne piosenki. A premiera już w styczniu!











Broken (premiera w Polsce 25.01.2013)

Dla Tima Rotha i Ciliana Murphyego.







 

 

Gangster Squad. Pogromcy mafii (premiera w Polsce 1.02.2013)

Film gangsterski z Rayenem Goslingiem, Seanem Pennem i Emmą Stone. Czego chcieć więcej?

 

 

 

 

Przelotni kochankowie (premiera w Polsce 5.04.2012)

Zwariowana komedia o pewnym locie do Meksyku. Filmy Almodovara oglądam "jak leci". Poza tym gra tu moja ulubiona Penelope Cruz.








Iron Men 3 (premiera w Polsce 10.05.2013)

Lubię tego superbohatera i odtwórcę głównej roli Roberta Downey jr. Nie spodziewam się niczego ambitnego, jedynie porządnej rozrywki.









W ciemność Star Trek (premiera w Polsce 16.05.2013)

Nie widziałam jeszcze poprzedniego Star Treka, ale będę musiała nadrobić, bo W ciemności czarny charakter gra mój ulubiony Benedict Cumberbatch.










Wielki Gatsby (premiera w Polsce nieznana, na świecie 10.05.2013)

Jeśli widzieliście zwiastun to wiecie, że prawdopodobnie będzie to wielkie widowisko ze świetną obsadą.










Człowiek ze stali (premiera w Polsce 28.06.2013)

Kolejny film o superbohaterze, tym razem Supermanie. Chętnie zobaczę unowocześnioną wersję tego filmu z Henrym Cavilem w roli głównej.









 

Wałęsa (premiera w Polsce 4.10.2013)

Bo lubię Roberta Więckiewicza. Po prostu.











Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia (premiera ?)

Lubię trylogię Suzanne Collins, a ekranizacja pierwszej części była całkiem przyjemnym filmem dla młodzieży i dorosłych.











Trudno było wybrać tylko dziesięć filmów, bo czekam na wiele więcej produkcji, m.in. Grę Endera, Thora, nowe filmy Michaela Fassbendera i oczywiście Hobbita 2. A Wy czekacie na coś szczególnie niecierpliwie?

poniedziałek, 7 stycznia 2013

"Jezioro krwi i łez" James Thompson

"Jezioro krwi i łez" to drugi tom serii opowiadającej o fińskim inspektorze Karim Vaara, amerykańskiego pisarza Jamesa Thompsona, który wielu lat mieszkającego w Finlandii. Pierwszy tom "Anioły śniegu" czytałam w czerwcu zeszłego roku i choć mnie nie zachwycił to dałam autorowi drugą szansę.

Po tragicznych wydarzeniach z poprzedniej części inspektor Karii Vaara, wraz ze swoją amerykańską żoną Kate przenosi się do Helsinek. W "nagrodę" za wyjaśnienie sprawy morderstwa aktorki Sufi Elmi, Vaara zostaje zatrudniony w stołecznym wydziale zabójstw. Inspektor ma jednak problemy z aklimatyzacją w nowym miejscu pracy, dręczy go poczucie winy i nękają nieznośne bóle głowy. Wkrótce Kari dostaje zadanie specjalne - musi udowodnić, niewinność dziewięćdziesięcioletniego Arvida Lahtinena - bohatera narodowego z czasów II wojny światowej oskarżanego o zbrodnie wojenne. Vaara mocno angażuje się w sprawę staruszka, gdy dowiaduje się, że ten znał jego ukochanego dziadka. Równocześnie inspektorowi i jego młodemu koledze trafia się sprawa wyjątkowo brutalnego zabójstwa rozwiązłej żony bogatego biznesmena związanego z wysoko postawionymi urzędnikami państwowymi.

James Thompson porusza bardzo ciekawą i niezbyt szeroko znaną w Polsce (przynajmniej przeze mnie) kwestię wojen z ZSRR, udziału Finlandii w II wojnie światowej i jej współpracy z nazistowskimi Niemcami. Autor przytacza też kilka ciekawych fińskich zwyczajów i tradycji, a także różnic pomiędzy kulturą amerykańską i fińską. Robi to jednak w sposób trochę zbyt szkolny i sztuczny, czym drażnił mnie już w poprzedniej części. Thompson stara się też chwytać wiele srok za ogon - w wątku głównym niewiele się dzieje, a autor dodaje jeszcze sprawę śmiertelnego pobicia w barze - być może miało to dodać realizmu, ale niestety był to nieudany zabieg.

Muszę napisać też o wydaniu "Jeziora krwi i łez". Dobrze zapowiadająca się kryminalna seria wydawnictwa Amber niestety zawiodła - w tej niedługiej książce roi się od błędów i literówek. Druga kwestia to tytuł - w oryginale "Lucifer's tears" - nie wiem czemu taka zmiana, bo przecież "Łzy Lucyfera" nie brzmią chyba najgorzej?

Kolejne spotkanie z amerykańskim autorem uznaję za niezbyt udane, debiutancka powieść Thompsona, choć nie pozbawiona wad podobała mi się bardziej. Zanim sięgnę po trzecią powieść  "Helsinki White" zastanowię się dwa razy.

5+/10

niedziela, 6 stycznia 2013

Tydzień z...Michaelem Fassbenderem

Kilka miesięcy temu, kiedy zaczynałam prowadzić bloga w mojej głowie zrodził się pomysł mini projektu filmowego. Początkowo miał to być Weekend z..., ale ze względu na ograniczenia czasowe powstał Tydzień z... Na pierwszy ogień miały pójść filmy Woody'ego Allena, a później seria X-men, jednak z pewnych względów nie udało mi się opublikować żadnej notki. Kilka dni przed Sylwestrem obejrzałam Prometeusza, film Ridleya Scotta nawiązujący do słynnej serii Obcy. Sam film jest dość marny, ot zwykłe kino akcji, ale ta produkcja wyróżniła się jednym - świetną grą Michaela Fassbendera i tak wpadł mi do głowy pomysł tygodnia z filmami tego aktora (kilka produkcji i tak miałam zamiar obejrzeć już wcześniej).

Na początek króciutka notka o aktorze.
 


Michael Fassbender urodził się 2 kwietnia 197 roku w Heidelbergu, w wieku dwóch lat przeniósł się z rodzicami do Irlandii - rodzinnego kraju matki. Zaczął występować w wieku 16 lat, a profesjonalne szlify zdobywał w prestiżowej Central School of Speech and Drama w Londynie.
Istotny w jego karierze okazał się występ w głośnym mini - serialu Stevena Spielberga i Toma Hanksa Kompania braci.  Przełomem w jego karierze filmowej okazał się występ w ekranizacji komiksu 300 (2006),  Zacka Snydera, gdzie zagrał jednego z walecznych Spartan. Wielkim sukcesem artystycznym okrzyknięto rolę bojownika IRA Bobby’ego Sandsa, w nagrodzonym w Cannes Głodzie Steve’a McQueena. Rok 2011 okazał się prawdziwą erą Fassbenndera. Aktor pojawił się w wyczekiwanym preqelu komiksowej serii o przygodach mutantów  X-Men: Pierwsza Klasa.  Chwilę później mogliśmy oglądać go jako Carla Junga w dramacie Davida Cronenberga Niebezpieczna metoda. Pojawił się też w nowej ekranizacji klasycznej powieści Charlotte Brontë Jane Eyre. Jednak największe uznanie przyniosło mu kolejne spotkanie ze Steve McQueenem na planie filmu Wstyd. (informacje z pressbooka filmu Wstyd)

Przeglądając filmografię Fassbendera natrafiłam na serial dla młodzieży który już kiedyś oglądałam - Hex - Klątwa upadłych aniołów. Serial pokazywała telewizja TV4, około osiem lat temu. Hex opowiada historię nieśmiałej Cassie, dziewczyny mieszkającej w internacie, która odkrywa w sobie niezwykłe moce. Fassbender gra tam demonicznego przywódcę upadłych aniołów Azazela. Nie jest to jakaś wybitna produkcja, a fabuła teraz raczej mnie bawi niż pasjonuje, ale warto zerknąć ze względu na fajną chemię pomiędzy głównymi bohaterami. (oglądałam do 2 odcinka 2 sezonu, dalej już moim zdaniem nie warto). Fassbender wiele się tam nie nagrał - głównie stoi i smutno patrzy (ale jak patrzy! ;)). Możecie obejrzeć, jeśli wyjątkowo wam się nudzi.




X-men: Pierwsza klasa

Ten film chciałam zobaczyć odkąd obejrzałam w tym roku całą serię X-menów. Tym razem to historia opowiadająca o początkach epickiego konfliktu pomiędzy Charlsem Xavierem - Profesorem X i Erikiem Lensherem - Magneto. W te role wcielili się James McAvoy i Michael Fassbender. Pierwsza klasa to uczta dla każdego fana serii, a Fassbender gra tam rewelacyjnie. (może jestem nieobiektywna bo Magneto to jeden z moich ulubionych czarnych bohaterów ;)).









Jane Eyre (2011)

Kolejny film, który był na mojej liście "must see", chociaż chciałam go obejrzeć dopiero po przeczytaniu książki, ale znowu się nie udało. Jane Eyre to film oparty na powieści Charlotte Bronte "Dziwne losy Jane Eyre" i opowiada o losach osieroconej Jane, która jako guwernantka trafia do domu tajemniczego pana Rochestera (w tej roli Fassbender, jako Jane wystąpiła Mia Wasikowski). Sama historia zauroczyła mnie całkowicie - piękna historia miłosna! Sam film nie ustrzegł się pewnych wad - jak na film o miłości Jane i Rochestera to ta dwójka miała stanowczo zbyt mało scen razem, a Fassbender był po prostu zbyt ładny na Rochestera. Tu Ysabell ciekawie pisze o ekranizacjach Jane Eyre, a raczej o odtwórcach roli Rochestera.

Fish Tank

Do obejrzenia tego filmu zachęcały już dawno Klaudyna z blogu Kreatywa i Zwierz Popkulturalny i nie bez powodu bo to najlepszy film w tym zestawieniu. Mia na 15 lat - jest samotną i dość agresywną młodą dziewczyną, która kocha tańczyć. Pewnego dnia jej matka przyprowadza do domu tajemniczego mężczyznę o imieniu Connor. Nie napiszę wiele o fabule - nie będę psuła nikomu przyjemności oglądania. Napiszę krótko - rewelacyjny film, skłaniający do refleksji, z niepokojącą atmosferą, do dziś uwiera mnie jak kamień w bucie. Świetna rola Fassbendera - doskonale zagrana, kontrowersyjna i niejednoznaczna.






Bękarty Wojny

Byłam pewna, że oglądałam już ten film - jak się jednak okazało tylko do połowy. Bękarty wojny opowiadają historię Żydówki Shosanny, której jako jedynej z rodziny udaje się przeżyć i która w czasie wojny prowadzi kino, a także oddziału amerykańskich Żydów - tytułowych Bękartów, którzy na terytorium wroga w brutalny sposób rozprawiają się z nazistami. Tarantino stworzył typowy dla siebie film - pastiż gatunków, krwawy i brutalny. Perełką w tej zbyt długiej produkcji jest rola Christopha Waltza, który gra "Łowcę Żydów". Mistrzowsko zagrana jest też scena pomiędzy porucznikiem Arche Hichoxem (w tej roli Fassbender) i majorem Dieterem Hellstromem.


Niebezpieczna metoda

Historia niezwykłego psychoanalitycznego trójkąta - doktora Carla Junga, jego pacjentki, a później psychoanalityk Sabiny Spirlein i doktora Sigmunda Freuda. Napiszę krótko - dawno żaden film mnie tak nie wynudził, nie ratuje go Fassbender, Knightley ani nawet Viggo Mortensen.












Wstyd

To chyba najbardziej kontrowersyjny i najlepszy po Fish Tank film w tym zestawieniu. Opowiada historię uzależnionego od seksu młodego, zamożnego i nieszczęśliwego Brandona, którego odwiedza równie nieszczęśliwa i zagubiona siostra Sissi. Wstyd niektórych może zszokować (dużo nagości i odważne sceny seksu), a nawet zniesmaczyć, ale dla mnie to przede wszystkim brawurowo zagrany film - Fassbander i Carey Mulligan zagrali niesamowicie przekonująco, a ich druga rozmowa aż kipi od emocji. Smutny, przygnębiający i skłaniający do refleksji film.








Centurion

Centurion został oparty na legendzie IX Legionu -  3-tysięcznej armii rzymskich wojowników, która przepadła bez śladu. Fassbender gra tytułowego Centuriona - Quintusa Dias rzymskiego kaprala, uprowadzonego przez króla piktyjskiego - Gorlacona. Nie ma się co rozpisywać, bo to moim zadaniem najgorszy film w tym zestawieniu (oprócz serialu Hex). Zupełnie przeciętny film akcji, którego jedną z nielicznych zalet jest to, że panie mogą obejrzeć w akcji Michaela Fassbendera i Dominika Westa, a panowie Olgę Kurylenko i Imogen Poots (która jak na mieszkającą samotnie, w środku lasu czarownicę wygląda jakby wyszła prosto od fryzjera...)






Nie wiem czy ktoś w ogóle doczytał do końca tej przydługiej notki...Jeśli nie to w skrócie polecam Fish Tank, X-man: Pierwsza klasa, Wstyd i Jane Eyre.

Co myślicie o takim pomyśle? Chce Wam się czytać takie tematyczne notki? Mam już kilka pomysłów na następne notki (które na 100% nie będą takie długie), ale raczej nie związane z jednym aktorem. Jeśli ktoś chciałby dołączyć to zapraszam :)